Forum Stajenka Strona Główna Stajenka
Miejsce, którego nam brakowało :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Miłość do koni jest nieuleczalna !
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 1: BIEGALNIA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kocia
uwielbiam prostotę...


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 4506
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraina Podziemnej Pomarańczy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:58, 20 Sty 2006    Temat postu: Miłość do koni jest nieuleczalna !

Znalezione w jakiejś starej gazetce:

Sporej części osobników płci obojga nasi praprzodkowie i przodkowie przekazali szczególnie dużo genów związanych z miłością do koni. Jeśli osobnik czy osobniczka nafaszerowani tymi genami złapią PRAWDZIWIE końskiego bakcyla - to zbudzi się w nich miłość do koni bezgraniczna, nie licząca się z niczym, zdolna do największych wyrzeczeń i poświęceń. Proponuję więc nieśmiało: jeśli osobnikiem takim czy osobniczką okaże się nasze dziecko - nie rwijmy włosów z głowy, nie rozdzierajmy szat i nie zakazujmy stanowczo i kategorycznie, gdy któreś z nich zechce należeć do jakiejś dobrze prowadzonej szkółki czy sekcji jeździeckiej. Rwanie włosów z głowy i rozdzieranie szat nie pomoże, zakaz przeżywany będzie długo, boleśnie i nigdy nie zostanie nam wybaczony. A miłość do koni i tak im nie przejdzie. Zostanie spełniona, gdy nie będą już musieli słuchać żadnych zakazów

No to mam mało oryginalne pytanie (ale co tam, nie czytałam jeszcze wszystkich historii choroby): jak to się u Was zaczęło? Bo sama przyznaję się bez bicia, że moje zboczenie trwa od wczesnego dzieciństwa. W sumie to nie wiem skąd mi sie to wzięło, w rodzinie żadnych tradycji, a ja od kiedy pamiętam mam słabość do koni Wesoly Mój przypadek jest beznadziejny i nieuleczlany :D W dzieciństwie najlepszym prezentem na imieniny była dla mnie przejażdżka na kucykach w Czerniejewie Konie nawet rysowałam, wszędzie je widziałam i nie mogłam się doczekać, kiedy rozpocznę naukę jazdy. Na szczęśnie nikt mi tego specjalnie nie zabraniał. No, a teraz chętnie poczytam, jak to było z Wami Wesoly I jak to zboczenie toleruje Wasze otoczenie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
majak
Gruba i ja :-)


Dołączył: 24 Lis 2005
Posty: 6000
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Grodzisk Maz.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:43, 20 Sty 2006    Temat postu:

No faktycznie jest tak jak piszesz.
U mnie też sie zaczęło nie wiem kiedy, pamietam, że w przedszkolu rysowałam pierwsze niezgrabne konie, zbierałam książki i pocztówki, oglądałam zawody jak tylko TVP raczyła pokazać jakąś relację.
Jesienią 1992 roku jadąc na grzyby z dziadkami zauwazyłam szyld szkółki....
No cóż, ktoś musiał tam ze mną pojechać, a jak juz to musiał mnie także zapisać na pierwsza jazdę...
Jak przygotowywałam sie do matury to było parę "rozmów" rodzinnych ...że same koniki i koniki, jeżdżę i rysuje a może bym sie pouczyła...(wtedy tez pytalam to czy lepiej bym na dyskoteki chodzila i wracala o 24)...
Mature zdałam (stres padł na moja mamę , ja podeszłam entuzjastycznie), potem studia...
Co prawda rodzice obiecali mi po maturze kupic konia ale...jakoś zapomnieli????
To im przypomniałam któregos pięknego dnia: "rodzice!! wygrałam konia na loterii fantowej!!!"
W ciąży jeździłam - nie dałam sie nakazom i zakazom rodzinnym.
Do tej pory każdy jest zasypywany opowieściami o moich szkapach.
Wszyscy w rodzinie sa niejako "zarażeni" bo mają nakazane zbierać obierki i suchy chleb...

A co najwydatniej obrazuje miłośc niezmienną i nieograniczoną:
dziś jest -17 stopni, wiatr na otwartym urywa łeb... woda mi w stajni zamarzła - musze latać z wiaderkami 4x po 20l z łazienki właścicieli stajni (tzra wejśc 3 m pod górę i z górki, potem 200 m do stajni. Ręce do ziemi. Z nodsa cieknie.
Co mnie podkusiło??
Przecież mogłabym teraz siedziec w ciepłym domku, popijac goracą herbatke, oglądnąć jakis film albo pomalować...
A tu jak stoisz to marzniesz jak zaczynasz pracowac to cieknie z człowieka...
Jak by mi kazał kto w takich warunkach pracowac to nie wiem czy bym sie zgodziła a tu zasuwam z własnej nieprzymuszonej woli i za darmo. Mając za podziękowanie opluta kurtkę ew. piardnięcie, nie mówiąc o jazdach bo te jakoś zanikły ostatnimi czasy. Po co ja trzymam te chabety???

Tego sie nie da w inny sposób wytłumaczyć. tylko bezgraniczna miłośc, uwielbienie i pasja.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ihah
Jestem oazą spokoju :) Nie widać?! ;)


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Misty Mountains in the Valley of Hope

PostWysłany: Pią 17:45, 20 Sty 2006    Temat postu:

U mnie niestety to zboczenie nie rozwinęło się we wczesnym dzieciństwie....tak dopiero w wieku około sześciu lat wlazłem pierwszy raz na konia ( no dobra, nie będę oszukiwał - wsadzili mnie). Niestety taki jeden blondas był szybszy i zajął pozycję kierowcy, ale od tego czasu powiedziałem sobie, że już nie dam się wyprzedzić i będę lepszy. Chyba mnie się udało, bo blondas wcale nie wsiada, a mnie się raz na miesiąc zdarza ( jak jest ładna pogoda oczywiście )




Hmmm...zdjęcie z czasów zamierzchłych, rok chyba 1972 lub 73.
Blondyn-kierowca to mój kuzyn. pasażer od strony rury wydechowej - ihah.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martik
-admin z przypadku-


Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 9231
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Czekolandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:49, 20 Sty 2006    Temat postu:

Hyhy, temat dla mnie :D
W środę, tak po 21.00 zadzwonił do mnie ojciec. Odbieram i mówię: Tata, zadzwonię za pół godziny, bo siedzę na koniu. A ojciec na to: co?! A gdzie Ty tym koniem o tej godzinie i w takim mrozie jeździsz?! Po domu??? lol Hihi...
Ja zbokiem końskim jestem od podstawówki. Pierwsze moje przejażdżki odbywały się chyba w 2 albo 3 klasie. Na kucyku, w parku.
Potem jeździłam baaaardzo okazyjnie. Myślę, że to dlatego, że konie nie były wtedy tak popularne, no i do stajni miałam daleko.
W liceum odwiedzałam stajnię częściej ale nadal nie było to tak jak teraz Jezyk Oczywiście wszelkie relacje w TV (bardzo skąpe), zdjęcia, wycinki z gazet były przeze mnie skrupulatnie zbierane i oglądane. Ale z prawdziwymi końmi miałam raczej ograniczony kontakt, niestety Sad
Po przeprowadzce do Poznania stwierdziłam, że w takim jeździeckim zagłębiu to po prostu MUSZĘ zacząć regularnie jeździć. No i pojszło. Pierwszy wyjazd na Wolę, gdzie sprawdzano czy potrafię jeździć galopem po strzeleniu mojemu koniowi w zad mysl, zwiedzanie innych okolicznych stajni, pierwsze gleby na Morasku i w końcu Raduszyn! Wesoly
Tak naprawdę to mogę powiedzieć, że to dzięki raduszyńskiej stajni i tamtejszym pasjonatom jestem tym kim jestem dzisiaj. Niemałą rolę w mojej końskiej miłości odegrały deple, na których dowiedziałam się wieeeelu ciekawych rzeczy i poznałam mnóstwo przyjaciół Wesoly Niektórzy z nich zaszczycili mnie swoją obecnością podczas wspólnych wypadów konnych (Kocia, Ihah, Ewik), inni, za moją namową stali się bywalcami naszej stajni (Drop, Kachna) Wesoly Ech, jestem zbokiem. Szalonym, zakochanym, zafascynowanym, zaślepionym zbokiem

A jak otoczenie?
Mój kuzyn jeździł na Służewcu, był o krok od zdobycia licencji dżokeja ale wyjechał do Niemiec do pracy w stajni, żeby się dorobić.
Kuzynka także przez ponad 6 lat siedziała w Niemczech, w tamtejszych stajniach. Teraz ma własny pensjonat i swoje konie. Jest szczęśliwa.
Rodzice nie mają nic przeciwko tej pasji. Mama wsiadła ze mną (pisałam już o tym), Tata przekonuje się coraz częściej, że konie nie gryzą i nie kopią za każdym razem Mruga Jeżdżą z nami na rajdy konne (na bryczce), czują o co chodzi i wspierają mnie. Tata nawet bardzo Mruga Mówi czasami: a zobacz, Agnieszka to takie ma proste plecki- nie możesz tak jak ona usiąść?! Mruga)) Hahaha, on to oczywiście nieświadomie mówi. Ale wiecie, jak to działa na psychikę!
Mąż chcąc, nie chcąc stał się jeźdźcem :D Jeździmy razem, choć ja oczywiście dwa razy więcej i częściej... Ale Tomek jak już wsiada to ma z tego naprawdę niezłą "radochę" Jezyk
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
majak
Gruba i ja :-)


Dołączył: 24 Lis 2005
Posty: 6000
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Grodzisk Maz.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:57, 20 Sty 2006    Temat postu:

No nie??
Jedziemy z koleżanką w teren przy -15 nawet -20.
Wracając mamy palce przymarzniete do wodzy, stóp nie czujemy. Zsiadamy i prowadzimy konie dla rozgrzania sie.
Szękając zebami mówimy sobie..."ale my głupie jestesmy w taka pogode jeździć, nienormalne jesteśmy, wariatki... to co jutro o tej samej porze?"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martik
-admin z przypadku-


Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 9231
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Czekolandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:02, 20 Sty 2006    Temat postu:

To ja mam jeszcze tak, że im bardziej zmęczona i upodlona z jazdy wracam, tym bardziej szczęśliwa jestem :D Zwłaszcza po dniu na rajdzie, po 8 h w siodle! Mmmm Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thinky
Wałkoń :-)


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 405
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Grodzisk Maz., oryginalnie: Tarnów

PostWysłany: Pią 22:22, 20 Sty 2006    Temat postu:

Heh, święta prawda w tej gazetce... Z tymi genami. Ja podobno mam po prababci, tylko ona była koniarą w całej rodzinie. I na mnie przeszło... (swoją drogą prababcia umarła w roku mojego urodzenia, może zwyczajnie jestem jej inkarnacją?)
Zakazy były, zwłaszcza że jedyna dostępna szkółka w okolicy to było stado ogierów... więc zaczęłam jeżdzić jak już byłam bardzo dorosła.
Teraz nie jeżdżę, ale może jeszcze kiedyś...
I przyznaję rację Martikowi - im bardziej zmęczona z konia zsiadałam, tym szczęśliwsza się czułam... Zwłaszcza jak ukochany przeze mnie wałach (ale nie mój) odwzajemniał pieszczoty: podczas jazdy ja go drapałam po szyi, a jak zsiadałam to on mnie. Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dakron



Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 6405
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 0:54, 21 Sty 2006    Temat postu:

No dobrze ja to jestem koniara od niemowlęctwa , mój dziadek miał kawał ziemi , która orał końmi sąsiada , zawsze kiedy siwki przyprowadzano na pole mogłam na nich siedzieć na oklep. To wystarczyło , dziadek rysował dla mnie koniki, później przy każdej nadążającej się okazji wyskrobywałam się na kopytne .
W wieku lat 16 za pomyślne zdanie egzaminu do LO mama zgodziła się na moje zajęcia na Woli
Nawet była na dwóch treningach ..... stała za drzewem
Miała traumatyczne przeżycia jako lekarz często oglądała połamanych koniarzy studentów
Skąd ta miłość do koni , nie mam pojęcia , podobno mój praprapra antenat był kowalem w Opalenicy , może to po nim .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martik
-admin z przypadku-


Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 9231
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Czekolandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:58, 21 Sty 2006    Temat postu:

martik napisał:
Niektórzy z nich zaszczycili mnie swoją obecnością podczas wspólnych wypadów konnych (Kocia, Ihah, Ewik)

Hehe, poznajecie tego chudzielca??? (mam na myśli człowieka of korz) :D
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dakron



Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 6405
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 1:00, 21 Sty 2006    Temat postu:

Ja tam konia nie poznaje tylko tego faceta z brzuszkiem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ihah
Jestem oazą spokoju :) Nie widać?! ;)


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Misty Mountains in the Valley of Hope

PostWysłany: Sob 1:57, 21 Sty 2006    Temat postu:

dakron napisał:
Ja tam konia nie poznaje tylko tego faceta z brzuszkiem


Stanowczo protestuję....znam faceta osobiście i mogę zaświadczyć, że w tamtym okresie widocznych objawów dobrobytu w przedniej części tułowia widać nie było gwizdze
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dakron



Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 6405
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 2:41, 21 Sty 2006    Temat postu:

Dla mnie zawsze byłeś ciepłym braciszkiem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Appi



Dołączył: 20 Lis 2005
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bad Münstereifel
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:29, 21 Sty 2006    Temat postu:

Moja koniohistoria jak ulal pasuje do teorii kociej.
Zamilowanie do koni wrodzone,od niemowlaka,w przedszkolu juz podkuwalam dzieci i kazalam im biegac z kartonowymi podkowkami w butach i rzec,rodzicow molestowalam tak dlugo,az zapisali mnie do szkolki jak mialam lat 6.Nikt w bilzej rodzinie podobnych pociagow nie ma,moj prapradziadek jedynie byl wielkim milosnikiem koni i ponoc dosc duza stadnine mial.
W podstawowce jezdzilam dosc intensywnie bo co tydzien,w okresie przedmaturalnym zaczely sie stresy w domu typu dlaczego "kon polski" a nie jezyk polski no i zakaz jazdy.Takim zakazem prawdziwy milosnik nie da sie jednak zrazic i idzie co najwyzej zamiast do szkoly to powagarowac do szkolki jezdzieckiej Wesoly.Mature ostatecznie zdalam przekonana przekupstwem mamusi iz kupi mi w nagrode konia.
Niestety nie zamierzala ona wywiazac sie z tej obietnicy mimo spisanej przeze mnie oficjalnej umowy-kon za mature,za to wyjechala sobie do Niemiec zabierajac mnie na wakacje ze soba."A na konia to sobie sama zarobisz"stwierdzila rodzicielka i miala racje.Rzucilam sie w wir pracy,sprzatanie u ludzi prywatnych,po knajpach,kiblach,roznoszenie ulotek.Gdy uzbieralam juz odpowiednia sume,mamusia oznajmila ze predzej mnie wydziedziczy niz dopusci do tego bym sobie konia kupila,a jak i tak na swoim postawie to nie bede juz jej corka...Nie przekonala mnie,na moje 18 ste urodziny sama zrobilam sobie najpiekniejszy prezent-kupilam konika znerwicowana wariatke Montane,wtedy szescio,obecnie juz dwudziestoletnia.I tak sie zaczelo...Maz sie zarazil,kupilismy Speediego na nie mniej wariackich papierach,bez stalej pracy,bez stalej wizy.Ale glupi ma szczescie,wszystko sie jakos ulozylo,dochowalismy sie zrebaczka (Mairi),wydzierzawilismy laki,otworzylismi pensjonat,obecnie stoi w nim osiem koni.Wszystko(wlacznie z sianem)robimy sami,targam wode,zbieram kupy i przeklinam wszystko jak mi kalosze w blocie zostaja jednak bez tego zyc jakos nie moge.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
guli
Gość





PostWysłany: Pon 9:07, 23 Sty 2006    Temat postu:

Cos mi się wydaje,ze jestem wyjątkim ,przynajmniej wśród piszących.
Bo co prawda w dzieciństwie u babci wsadzano mnie na konia, na oklep oczywiście, ale potem nie miałam z konmi żadnych kontaktów.
No ..czasami grywałam na wyścigach na Służewcu Jezyk
A jeździć zaczęłam prawie 4 lata temu- i to zupełnie przypadkiem- właściwie córcia mnie namówiła.
Czyli właściwie w bardzo późnym wieku uuu
A teraz cóż- zaangażowałam się w Kubę i Weksla - dziwaczne
Ale musze przyznać,ze zajmowanie się końmi tudzież jazda daje mi bardzo wiele przyjemnosci , no i satysfakcji
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
haneczka



Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 448
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Pon 10:36, 23 Sty 2006    Temat postu:

Nie jesteś wyjątkiem, ja też zaczęłam jeździć właściwie już w dorosłym zyciu i przez przypadek.

Chciałyśmy wybrać się z koleżanką wspólnie na obóz, z tym, ze ja zawsze marzyłam o żaglach i chciałam na żaglarski, ale koleżanka ledwo się nauczyła pływać i stwierdziła, że nie ma mowy o żadnych żaglówkach, bo ona się niechybnie utopi, więc pojechałyśmy na jeździecki. Ja wsiąkłam po uszy i po tym obozie nie wyobrażałam sobie, że miałabym nie jeździć. Koleżanka chyba już więcej na konia nie wsiadła, natomiast ja, kiedy w końcu pojechałam na te żagle to stwierdziłam, że w porównaniu z końmi to pływanie na żaglówkach jest strasznie nudne.
O jakichś przodkach jeżdżacych konno szczerze mówiąc, a raczej pisząc nic mi nie wiadomo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 1: BIEGALNIA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin