Forum Stajenka Strona Główna Stajenka
Miejsce, którego nam brakowało :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Powroty w siodło po urazach
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 1: BIEGALNIA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
guli
Gość





PostWysłany: Wto 12:24, 22 Lis 2005    Temat postu: Powroty w siodło po urazach

Każdy pewnie to przeżył.
To może podzieli się Kanadyjka, która z tego co pamiętam miała bardzo poważny wypadek i zaczęła jeździć znowu.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
guli
Gość





PostWysłany: Wto 14:32, 22 Lis 2005    Temat postu:

No proszę- sami forumowicze bezwypadkowi.
Nikomu widocznie nie zdarzyła się niemiła przygoda, po której przez miesiąc jechał do stajni z bólem brzucha i tą niemiłą myślą- och, znowu mam wsiąść???
A jak znowu spadnę??
A może wszystkie konie będą dzisiaj zajęte ??
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kocia
uwielbiam prostotę...


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 4506
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraina Podziemnej Pomarańczy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:16, 22 Lis 2005    Temat postu:

Jak dotąd mój najpoważniejszy w skutkach upadek miał miejsce parę lat temu, złamałam wtedy obojczyk. W sumie od razu nie wiedziałam co jest grane, wydawało się, ze ok, to wsiadłam na konisko. Dopiero z czasem obojczyk coraz dotkliwiej dawał o sobie znać, a już w drodze na pogotowie dosłownie czułam każdą dziurę w asfalcie. Pomimo unieruchomienia obojczyka i jakiegoś tam dyskomfortu z tym związanego nie mogłam doczekać się jazd. Więc chyba nie podpadam po kategorię urazowców po traumatycznych przejściach Wesoly Trochę cykor był na początku, ale nie na tyle, żebym bała się wsiadać. A fakt, kiedyś, jak jeszcze jeździłam na Rancho, trafiała mi się taka siwa narwana kobyła. Co jazdę z niej spadałam i nie bardzo umiałam sobie poradzić z tym koniem, a moje prośby o zmianę wierzchowca spotykały się z odmową. No to wtedy byłam uprzedzona do jazd.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Josephine



Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa but made in 3miasto

PostWysłany: Wto 17:14, 22 Lis 2005    Temat postu: Re: Powroty w siodło po urazach

No więc ja spadałam raczej niegroźnie, odpukać. Natomiast znam wypadki urazowe np. kilka szwów na głowie i zdarza się że pełen powrót do nazwijmy to pełnego rozluźnienia w ponownych jazdach trwał kilka miesięcy, ale wszyscy natychmiast wsiadali na konia. Zależy od osobowości człowieka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ihah
Jestem oazą spokoju :) Nie widać?! ;)


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 923
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Misty Mountains in the Valley of Hope

PostWysłany: Wto 18:17, 22 Lis 2005    Temat postu:

Poważny wypadek to moze za dużo powiedziane, ale kilka lat temu udało mi się przelecieć przez łeb koński. Sierściuch elegancko zdjął mi z głowy toczek przednim kopytkiem i tylnim poprawił w czerep, cobym pamiętał, że jeździec nie jest w stanie wodzami wyratować konia, który się potknął w szybkim galopie. Nie wiem jak to długo trwało, ale po kilku chwilach z grubsza zorientowałem się gdzie góra a gdzie dół ( dół był w tym miejscu w którym leżaly w piachu okularki) i dźwignęłem się na kolanka. Gwiazdyw oczach przyblakły i po złapaniu jako takiego pionu byłem w stanie zapytać się: "czy ktoś złapał mojego konia? "Okazało sie, że dobrzy ludzie złapali i przyprowadzili. Ponieważ z dziury w głowie wydobywalo się coś czerwonego, to byłem zmuszony poświęcić podkoszulek i zrobić z niego opatrunek. Podobno wlazłem na konia o wlasnych siłach i udalismy się do stajni ( żadna paskuda nie chciała z gałązek zmajstrować noszy). Własciciel stajni poprowadzil zastęp na skróty kłusikiem - pewnie dlatego, żeby od wstrząsów resztka rozumu mi z głowy uciekła. W stajni była akurat koleżanka - kardiolog. Zajrzała w ślepka, obmacała głowę, zadała trzy proste pytania i stwierdziła, wredota jedna, że od tego się nie umiera, a przynajmniej nie od razu. Coprawda wspominała cosik o szwach, ale jako człowiek świeżo po upadku, mogłem o tym zapomnieć w drodze do domu, zdarzają się zaniki pamieci w takich sytuacjach
Rzecz działa się w sobotę, ja wracałem do domu a reszta towarzystwa zostawała w stajni na noc. Gdy przechodziłem, w drodze do auta, obok nich podslyszałem co następuje : "eee tam, napewno jutro to nie przyjedzie wcale, a nawet jeśli to na konia już tak szybko nie wlezie".
Zagrali mi na ambicji, a że od wstrząsu człek ma prawo tez trochę zgłupieć, więc w niedzielę rano zameldowałem się w stajni, wgramoliłem na siodło....wytrzymałem jakieś 10 minut jazdy po łące. W momencie gdy poczulem , że dłuższa taka zabawa grozi upadkiem ( jakis krasnal zaczął w łepetynie grac na bębenku) to grzecznie podziękowałem i zsiadłem.
Pewnie głupotą było nie pojechać do szpitala i jeszcze większą wsiadać dzień po na konia, ale dzięki temu nie bylo urazu psychicznego i po dwóch tygodniach pojechaliśmy znow w teren ( ja na tym samym koniu, z którego spadłem)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kanadyjka



Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznan

PostWysłany: Wto 18:21, 22 Lis 2005    Temat postu:

Powroty w siodlo.

Miałam właśnie ochotę o czymś takim pogadać.
To złożona sprawa. Jak wiecie, mój wypadek był wypadkiem w boksie, a nie upadkiem z siodła. W związku z tym, emocji negatywnych związanych z wsiadaniem czy jazdą nie mam (co nie znaczy, że mogę "normalnie" jeździć, o czym za chwilę). W boksie - trochę obawy zostało.

Będąc pierwszy raz w stajni po około czterech miesiącach od wypadku, głaskałam konie przez kratki. Następnym razem, weszłam do Orlando, którego znam, przytuliłam sie do szyi i poczułam się lepiej. Kolejna wizyta - wyszczotkowałam komuś konika (bez czyszczenia kopyt) prosząc o asekurację gdy się odwrócił tyłem. Potem kolejne dwa miesiące bez wizyty w stajni - i wreszcie moja pierwsza jazda, pod koniec października. Poprosiłam o łagodnego konika, dostałam takiego małego siwka, który w kłębie sięgał mi pod pachę, poza tym oaza spokoju - wtedy juz byłam spokojniejsza, wyczyściłam, osiodłałam, wsiadłam - i świat stał się podobniejszy do normalnego Wesoly.

Od tego czasu byłam na jazdach dwa razy, w tym na spacerowej formie hubertusa (stępokłus, za to całe dwie godziny). No i jest tak - jeszcze jakiś lęk przy wejściu do boksu jest, ale do opanowania. Jak juz jestem blisko, tak na przytulenie do boku czy szyi, to jest ok. A temu, że jeszcze reaguje nerwowo, gdy koń się odwraca, trudno się chyba dziwic P).

Jazdy - to troche inna kwestia. Nie chodzi tu obawy czy złe skojarzenia, ale za to jest sprawa 1) kondycji i 2) stanu zdrowia. Kondycja wyparowała (po dwóch okrążeniach kłusem jestem zadyszana, ale hubertusa o dziwo przeżyłam). To pestka, kondycja - rzecz do nabycia. Poeważniejsza przeszkoda to stan zdrowia. Co lekarze mówią - łatwo sie ddomyślić (n a lekarza-jeźdźca nie trafiłam niestety). Gdybym słuchała dokładnie, powinnam konie oglądać z ziemi. Bardziej jednak niz lekarze na wodzy trzyma mnie samopoczucie i rozsądek. Z samopoczuciem bywa różnie (szczęka jest jeszcze troche ruchoma, czasami boli), przy wysiłku nieraz się pogarsza. Na razie moja diagnoza jest taka - bez wariactwa; skoki, szybkie galopy i trudne ćwiczenia odłożyć na przyszły rok. Ale mimo powypadkowych dolegliwości na konia wsiadać można, a nawet trzeba - świat robi się po tym jasniejszy, nawet jeżeli to jazda w przedwieczornym zmroku Mruga.

Wlasnie wyjezdzam na jazde do Jaszkowa. Zajrze wieczorem.

Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
guli
Gość





PostWysłany: Wto 19:50, 22 Lis 2005    Temat postu:

To ja jestem tchórz.
Po ostatnim upadku, który nie tyle uszkodził moje ciało, co duszę, przez miesiąc nie wsiadłam na konia.
Byłam mocno dotknięta, że koń, na którym jeździłam ponad pół roku i sądziłam, że jest raczej spokojny, tak bezproblemowo i nieoczekiwanie wyrzucił mnie z siodła, pod pretekstem wytarzania się w śniegu.
Po pierwszych upadkach bałam się, ale zaciskałam zęby tłumacząc sobie, że przeciez już spadłam i przeżyłam.
Odkąd zajmuję się Kubą ten lęk przed upadkiem zmniejszył sie, bo i konik spokojny i jeżdżę sama, więc trochę zahartowałam się.
Ale przed upadkiem będę się bronic ze wszelkich sił.
Nawet pazurami i zębami :finga:
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dakron



Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 6405
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 2:33, 23 Lis 2005    Temat postu:

To ja może z mojego własnego doświadczenia , koszmarny teren w nowej stajni , jeszcze w liceum , pojeździłam dwie godziny na placu , instruktorka stwierdziła że nadaję się w teren , Pojechaliśmy, w galopie kobył zaczęła dawać z zadu byłam lekko zdziwiona , pomyślałam „franca jedna” , kolejny galop , było coraz gorzej , w końcu tak dała z zadu że poleciałam , zastęp stop , pozbierałam się , kolejny galop , to samo- gleba , za trzecim razem jak mnie wysadziła , to zaliczyłam najdłuższy lot w życiu , spadłam na kość ogonową , nie mogłam wstać , nie mogłam się ruszyć z bólu , instruktorka zła jak cholera , po kilku minutach się zwlekłam , wsiadła na konia i odmówiłam dalszej jazdy , jakiś miły mężczyzna zaoferował się że mnie odeskortuje do stajni , ale wróciliśmy wszyscy oczywiście kłusem , a potem się dowiedziałam że to stary numer taj kobyły , że wielu już z niej pofrunęło lotem koszącym
Od tamtej pory nie jeżdżę na nieznanych koniach w teren , o kinie mogłam zapomnieć przez rok

Minęło kilka lat , jeździłam na Miltonie sama do lasu w teren , konik się spłoszył, zwrot , poniesienie , zawisam z boku siodła , spadłam a właściwie puściłam się w przerwie miedzy drzewami . Wstrząs mózgu , utrata orientacji w terenie , pęknięte 2 żebra ,
Od tamtej pory nie jeżdżę sama w teren

Minęło kilka lat , mój szanowny małżonek założył westowe siodło Debiutowi , podciągną popręg i wsiadł , koń poszedł w rodeo z czterech w górę kilka razy , jak rasowy dziki mustang, Wiesiek ( nie Hoss hihihi) spadł przed stajnią , pozbierał się ale biodro go bolało , wziął APAP , po kilku godzinach pojechaliśmy do szpitala , zrobiono mu zdjęcie . wynik – odłamanie główki kości udowej , część nienaprawialna ..... tylko implant ...lekarz zapytał
- z kasy chorych , czy Szwajcarski dożywotni?
Dożywotni .....duże pieniądze.....ale warto było ...tytanowy , uruchamia alarm w Muzeum Narodowym ...pękaliśmy ze śmiechu .
Jakieś 1,5 roku bez jazdy konnej, pierwsze wsiadanie Wiesia było bardzo delikatne , tylko stęp , ja oprowadzałam , kilka kroków a on był mokry ze strachu , ale udało się , teraz jeździ jak zbój , docenił styl angielski , przeszedł ostrą szkołę klasyczną , aby lepiej siedzieć w wescie
Od tamtej pory , po podciągnięciu popręgu zawsze idę obok konia kilka kroków , aby siodło się ułożyło

Podsumowanie :
Wyciągam wnioski
Jeżdżę w kasku , byłam z Ihahaem w terenie gdy przydzwonił i zrobił sobie dziurę w głowie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hoss Cartwright
Gość





PostWysłany: Śro 14:00, 21 Gru 2005    Temat postu:

U mnie było tak: Złamanych osiem żeber, z czego chyba trzy w dwóch miejscach, a jedno w trzech, pęknięte płuco, wyrwany miesień piersiowy, pęknięcie kości łopatki, liczne złamania kości śródręcza. Dwa tygodnie OIOM i dwa misiace szpitala dla plucnochorych. Abstynencja od koni na dwa lata.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek_J
Jest!!! zbudowałem ją TYMI ręcami ;)


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 2083
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 15:16, 21 Gru 2005    Temat postu:

Kanadyjka napisał:
Gdybym słuchała dokładnie, powinnam konie oglądać z ziemi.


Poniewczasie trafiłem na ten topik.

Jak większość z Was wie, 27 lutego próbując zrzucić koniom siano z poddasza zrzuciłem w pierwszej kolejności siebie. Złamany kręgosłup na odcinku lędźwiowym i zgruchotana ręka w nadgarstku.

Z gipsów wydłubałem się pod koniec kwietnia, postanawiając sobie 2-go maja wrócić do pracy. Lekarz na pytanie o konie powiedział "Aaaa, prosze pana, najwcześniej w przyszłym roku" i kazał przez pół roku nosić tzw. gorset Jewetta. Lekarka od medycyny pracy na to samo pytanie odpowiedziała: "Jak pan ma spokojnego konia, to za pół roku". A sprzedawca gorsetu podczas rozmowy ze mną uśmiechnął się pod nosem i stwierdził, że wszelkie gorsety po 12 tygodniu od złamania to pic na wodę, praktycznie nic to nie daje. Więc 20-go maja pojechałem na latanie, a 28-go wsiadłem na konia. Gdybym chciał słuchać lekarzy, do dziś tkwiłbym sztywno w metalowej konstrukcji, niezdolny do jakichkolwiek swobodnych ruchów.

Ale...

Zrobiłem się ostrożniejszy. Mam obawy przed brykaniem konia, przed śliskim podłożem, przed wszystkim, co może zwiększyć prawdopodobieństwo upadku z konia. Paradoksalnie nie boję się o kręgosłup, tylko o rękę. Do dziś jest (i już chyba na zawsze pozostanie) źródłem dyskomfortu na granicy z bólem, ja po prostu świadomie i podświadomie staram się tego niemiłego doznania unikać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
galba



Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Czw 18:37, 02 Lut 2006    Temat postu:

obiecałam sobie co prawda nie wchodzić w takie tematy ale co tam...podzielę się moimi przeżyciami..

1)krótko po zakupie Galanta miałam poważny wypadek podczas lonżowania. Kon jeszcze stojąc obok mnie zaczął brykać i niestety trafił mnie w rękę i twarz(w ostaniej chwili zasłoniłam twarz ręką i to mi prawdopodobnie uratowało życie)...efekt był taki, że miałam poważnie połamaną prawą rękę(przemieszczenia, odłamki kostne itp), spędziłam tydzień w szpitalu, miałam 2 operacje i przez pół roku nie mogłam siadać na konia. oczywiście jeszcze z gipsem, tuż po szpitalu wsiadałam na oprowadzanie stępem (z tego co pamiętam to głównie na sprawcę całego zamieszania). ale ból był nie do zniesienia więc wkrótce dałam sobie spokój. po 6 miesiącach od wypadku codziennie stopniowo wsiadałam na dłużej (najpierw sam stęp, potem troszkę kłusa itp), trwało to jakieś 2 tygodnie. z powrotem do jazdy nie miałam oporów natomiast lonżować zaczęłam rok później. niestety tego lęku nie pozbyłam się do dziś. Gdy Galantowi zdarza się bryknąć na lonży jestem zielona ze strachu.

2)powrót nr 2 był związany z wypadkiem samochodowym, podczas którego połamałam szczękę. tym razem na szczęście było krócej - abstynencja trwała miesiąc. tym razem także zaczęło się od samego stępa, następnie po kilku dniach kłus itp. pierwsze jazdy miałam po 15 - 20 min. na początku nie było miło, bo szczęka bolała przy każdym wstrząsie ale jakoś się przyzwyczaiłam. gdzieś po 2 miesiącach wszystko wróciło do normy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martik
-admin z przypadku-


Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 9231
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Czekolandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:45, 06 Lut 2006    Temat postu:

galba napisał:
1)krótko po zakupie Galanta miałam poważny wypadek podczas lonżowania. Kon jeszcze stojąc obok mnie zaczął brykać i niestety trafił mnie w rękę i twarz(w ostaniej chwili zasłoniłam twarz ręką i to mi prawdopodobnie uratowało życie)...efekt był taki, że miałam poważnie połamaną prawą rękę(przemieszczenia, odłamki kostne itp), spędziłam tydzień w szpitalu, miałam 2 operacje i przez pół roku nie mogłam siadać na konia. oczywiście jeszcze z gipsem, tuż po szpitalu wsiadałam na oprowadzanie stępem (z tego co pamiętam to głównie na sprawcę całego zamieszania). ale ból był nie do zniesienia więc wkrótce dałam sobie spokój. po 6 miesiącach od wypadku codziennie stopniowo wsiadałam na dłużej (najpierw sam stęp, potem troszkę kłusa itp), trwało to jakieś 2 tygodnie. z powrotem do jazdy nie miałam oporów natomiast lonżować zaczęłam rok później. niestety tego lęku nie pozbyłam się do dziś. Gdy Galantowi zdarza się bryknąć na lonży jestem zielona ze strachu.

Galba, ja jestem pod wrażeniem, że w ogóle tak dzielnie poradziłas sobie po takim zdarzeniu!
Odpukać, jeszcze nie miałam żadnych poważniejszych wypadków z "użyciem" koni, więc ciężko mi powiedzieć jak by to było ze mną. Ale jak czytam takie opowiadania, jak Twoje, to aż mam gęsią skórkę.
Kurcze, ja w ogóle nie myślę o takich rzeczach gdy wsiadam. Może to niedobrze? Może przez to staję się lekkomyślna?
Ale z drugiej strony, jakby człowiek myślał za każdym razem co może mu się przytrafić na koniu, to chyba by oszalał i... przestał jeździć uuu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kocia
uwielbiam prostotę...


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 4506
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraina Podziemnej Pomarańczy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:49, 06 Lut 2006    Temat postu:

Ostrożności nigdy nie za wiele, ale bez panikarstwa. Najłatwiej stracić czujność chyba w przypadku swojego czy w ogóle dobrze sobie znanego konia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
haneczka



Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 448
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Pon 17:28, 06 Lut 2006    Temat postu:

Zgadza się, mi się zdarzało spadać z koni, co do których miałam wrażenie, że nic się nie może stać, a tu jednak się zdarzyło, a z jakichś rozrabiaków za często nie spadałam, bo wiedziałam, że trzeba uważać.
Ale oczywiście nie ma co panikować i wymyślać sobie od razu najczarniejszy scenariusz, bo to przecież bardzo przeszkadza i nie można wtedy się rozluźnić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kwiatkonie



Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bieszczady

PostWysłany: Sob 1:58, 11 Lut 2006    Temat postu:

Człowiek się po to pcha na konia żeby z niego dupnąć, a jak już dupnie to się dziwi...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 1: BIEGALNIA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin