Forum Stajenka Strona Główna Stajenka
Miejsce, którego nam brakowało :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ponoszenie= niesterownośc
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 1: BIEGALNIA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martik
-admin z przypadku-


Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 9231
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Czekolandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:14, 12 Maj 2006    Temat postu:

lechita napisał:
czasem wytarczy troche spokoju z naszej strony - i normalne zadziałanie po tej chwili
kon się uspokoi jak przestaniemy go szarpać Wesoly to takie ludzkie 3 głebokie wdechy jak się zdenerwujemy :D

To, o czym piszesz to jest także pewna umiejętność jeździecka, którą trzeba nabyć. Człowiek jest tak skonstruowany, że w sytucji mocno stresującej zachowuje się jak drapieżnik i walcząc na grzbiecie konia z własnym strachem dodatkowo nakręca konia. To jest nasza wrodzona obrona, zaciskamy nogi, dłonie, kulimy się. Sztuką jest nauczenie się odwrotnej reakcji, a więc głębokiego oddechu, rozluźnienia i uspokojenia konia własnym zachowaniem.
Do tego dochodzi lęk przed szybkością oraz urazami, których można się nabawić podczas wypadku z koniem. To wszystko nie jest takie proste jak się wydaje. Powiedzenie sobie, że muszę się uspokoić i dopiero potem uspokoić konia jest ok, ale nie zawsze udaje się tak zadziałać.
Długo miałam tak, że wyjeżdżałam w teren z sercem na ramieniu i każdy szybszy galop wywoływał u mnie uczucie niepokoju, a czasami nawet strachu. Do tego dochodzi moja bujna wyobraźnia... i jadąc np. leśnym duktem nie cieszyłam się widokiem a rozmyślałam jak się zachowam, gdy koń stwierdzi, że lecimy. Czy będę skakać, czy zostanę w siodle... itd. Niby jeździłam, walczyłam ze sobą, przełamywałam się ale to nie było to.
Okazało się, że zbawiennym był wyjazd na rajd konny, gdzie dostałam folblucika. Kobyła sama z siebie była szybka, a że była po torze, to dodatkowo potrafiła się nakręcić. Pewnie zrezygnowałabym z niej i wcale nie wsiadła, gdyby nie fakt, że nikt inny nie chciał na nią wsiąść a jechaliśmy na ten rajd dość dalko i głupio było wracać.
No i tak się zaczęło... W boksie nie mogła wystać, cały czas łaziła dookoła. Przywiązana do czyszczenia, chodziła zadem, w tą i z powrotem. Jakimś cudem ją osiodłałam, wyprowadziłam na zewnątrz i zamierzam na nią wsiąść. Jest to niezmiernie trudne, bo kobyła cały czas chodzi. Więc proszę o pomoc, trzymają mi konia, ja nogę w strzemie i wsiadam w locie. Gdy odbiłam się od ziemi, kobyłka ruszyła do przodu i znalazłam się za tylnim łękiem. Stwierdziłam w ułamku sekundy, że mocno pożałuję mojej decyzji i że ja się nie nadaję na takiego konia, bo sama jestem panikarą i skończy się tym, że po pierwszym galopie zsiądę. No ale jakoś wróciłam w siodło. Wszyscy zaczęli stępować a kobyła mi kłusuje. Próbuję zatrzymać, próbuję przejść do niższego chodu- nic. Myślę sobie: kobito, życie Ci niemiłe? uuu
No i wyjechaliśmy. Po kilku kilometrach zauważyłam, że Camaretta staje się spokojniejsza, więc sama się uspokoiłam. Ale jakież było przełamywanie strachu!! Cały czas przypominałam sobie w duchu, że nie mam jej ciągnąć za wodze, że mam oddychać, w miarę się odstresować. No i chyba to pomogło mi się przełamać, bo zobaczyłam, że działa, że kobyła się też uspokoiła.
Pierwszy galop- jak wypaliłyśmy z kopyta, to zaczęłam rozmyślać, czy będę wiedziała jak wrócić w tym obcym terenie Mruga Ale po chwili, kobyła spuściła parę i nie było tragicznie. Faktem jest, że takich prędkości, jak wtedy, nigdy nie zaznałam na końskim grzbiecie i to, że potrafiłam sobie z nimi poradzić, pomogło mi uwierzyć w siebie i kontrolować poziom stresu.
Wniosek jest zatem taki, że hm... Opanowania strachu trzeba się nauczyć. Zwłaszcza przy koniach. :D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Monika78
Mama najmłodszego Stajenkowicza :)


Dołączył: 12 Sty 2006
Posty: 534
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 10:18, 12 Maj 2006    Temat postu:

Ech - Lechita cały czas podśmiewa się z mojego panikarstwa. Wystarczy że koń raz mi się spłoszy i już się usztywniam, zaczynam kombinować co następnego ten potwór mi wykręci no i zaczyna się maskra, bo koń momentalnie wyczuwa, że ten na górze się boi i sam zaczyna się bać. a jesieni zeszłego roku po kilku spłoszeniach szkółkowego wyjadacza odmówiłam dalszej jazdy na tym koniu i Lechita przekonywał mnie chyba z 15 minut żebym wsiadła na stępa (a sam w tym czasie prowadził tego konia w ręku). W styczniu - lutym zsiadałam chyba ze 3 razy z Astrid i Lechita wsiadał, żeby mi pokazać, że to nie koń ma fochy tylko ja, w marcu wystarczyły napomnienia, że mam oddychać i po jakimś czasie odpuszczałam. Za to kwiecień był dla mnie przełomowy - po treningu miałam pojechać sama na krótkiego stępa, było już ciemno i w całej okolicy było słuchać niesamowite rechotanie żab. Odjechałam kawałek do ujeżdżalni i tak sobie pomyślałam - a co będzie jak koń się teraz spłoszy? No i zgadnijcie co się stało - koń się spłoszył... Udało mi się zatrzymać, próbuję jechać dalej ale czuję, że mam pod sobą spiętą kupę mięśni, które chcą uciec w nieznanym kierunku (a wszystko przez to że sama byłam przestraszona). Trzy wdechy Lechity nie pomogły, ale wstyd mi było wrócić do Trenera i przyznać się, że nie umiem odjechać 200m stępem. No i w celu rozładowania stresu zaczęłam śpiewać pod nosem. A że słuchu specjalnie nie mam, to po sama zaczęłam się śmiać ze swojego zawodzenia. Astrid chyba też się uśmiała, bo reszta spaceru przeszła nam spokojnie.

Tak więc w moim przypadku strach konia, to w 99.9% moja wina. Kiedyś uważałam, ze to prostu koonie złośliwie sie pode mną płoszą - teraz wiem, że to w dużej mierze moja sprawka, wiec chyba pewien postęp jest...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martik
-admin z przypadku-


Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 9231
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Czekolandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:59, 12 Maj 2006    Temat postu:

Monika78 napisał:
No i w celu rozładowania stresu zaczęłam śpiewać pod nosem.

Ja śpiewałam pod nosem jak zaczynałam sama jeździć na treningach. Po części po to by uspokoić konia (chociaż nie wiem teraz jak niby koń miał się uspokoić, skoro ja tak fałszuję... gwizdze) a po części po to, by uspokoić siebie :D
I to działa! Faktycznie pomaga i koniowi i mnie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Forkate



Dołączył: 25 Kwi 2006
Posty: 3332
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:09, 12 Maj 2006    Temat postu:

my z Astarte niedawno na jeździe "śpiewałyśmy", ale powiem szczerze, że mnie to dekoncentruje, cała się telepię na tym koniu, jestem niepozbierana i robi się ze mnie taki niekontrolowany flak, który nie umie utrzymać tempa i równowagi Wesoly
Więc w moim przypadku śpiewanie nie ma sensu, szczególnie że robię to naprawdę okropnie Mruga
Pominę (a raczej nie) fakt, że śpiewałyśmy dosyć głośno, a po ulicy szli sobie ludzie do kościoła. Pewnie sobie myśleli że jakieś naćpane czy co :D
zgadzam się że strach konia jest głównie spowodowany strachem jeźdźca. Niestety Smutny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 1: BIEGALNIA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin