Forum Stajenka Strona Główna Stajenka
Miejsce, którego nam brakowało :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

samochód urwał kopyto, jej źrebak padł... ma dopiero 4 lata
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 3: ARKA NOEGO
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Sob 0:44, 04 Sie 2007    Temat postu: samochód urwał kopyto, jej źrebak padł... ma dopiero 4 lata

Klacz miała 3 lata, gdy poszła do rekreacji. Spłoszyła się, wpadła pod samochód. Urwało jej kopyto.

Pozostawiono ją przy życiu, aby się oźrebiła. Urodziła śliczną klaczkę, która padła po jednym dniu.

Od zimy próbowano ją pokryć, ale nie zachodziła w ciążę. Chudła, noga się deformowała, a kopyto...

Cóż, kopyto narosło. A przynajmniej coś kopytopodobnego. Klacz strasznie schudła. Stoi na 3 nogach. Gdy zobaczył ją handlarz, zaoferował 450 zł. Pod warunkiem, że może ją ubić i rozebrać na miejscu, bo drogi do rzeźni to ona nie przeżyje...

450 zł to cena życia, a może godnej śmierci. Klacz jest zadatkowana. Jadę po nią w poniedziałek.

PROSZĘ NIE BĄDŹCIE OBOJĘTNI.

Kupienie klaczy to dopiero pierwszy krok. Trzeba ją przewieźć, zrobić badania, wezwać kowala, opłacić hotel. Prawdodpodobnie skończy się to wyjazdem do kliniki we Wrocławiu. Koszty będą ogromne...

Pomożecie...?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Wto 1:59, 07 Sie 2007    Temat postu:

Koło północy przywiozłam klacz do Szczecina. Jest już zapłacona (w sumie 450 zł). Starczyło na paliwo, przyczepę i utrzymanie myszki do czasu, aż zapadnie decyzja, co dalej - do mnie, czy do wrocławskiej kliniki.

Towarzyszyły mi Ewa i Gosia. Za Koszalinem dołączyła Mirela, która kilka dni temu wpłaciła zaliczkę za kobyłkę. Zaliczka w wysokości 200 zł. okazała się prezentem od Mireli, za co serdecznie jej dziękuję! Dziękuję także za 3 worki suchego jedzenia dla kotów i miski. Mirela ma wielkie serce dla zwierząt i jedyne, czego żałuję, to że mieszka tak daleko!

Klacz znajdowała się na niedużym pastwisku z kilkoma innymi końmi. Większość łąki stała pod wodą. Nie było żadnej osłony przed palącym słońcem. Niestety nie było też dojazdu do pastwiska, więc klacz została przyprowadzona do trajlera zaparkowanego... na wąskiej szosie, gdzie panował spory ruch.

Weszła do przyczepki dość szybko, ale przestraszyła ją mknąca obok ciężarówka, więc... z impetem wysiadła. Wyglądało to makabrycznie, biorąc pod uwagę, że na okaleczonej nodze prawie się nie opiera, a za każdym razem, gdy przeniesie ciężar na kopyto, gwałtownie podrywa ją pod brzuch. Jej chód przypomina - jak to dziewczyny ujęły - kicanie. Cały tył podpiera się w zasadzie na zdrowej nodze, która już zaczyna się deformować.

Trzeba było wymontować przegrodę, ale w końcu, łagodnie zachęcana i popychana, klaczka wsiadał ponownie. Podczas drogi zachowywała się niezwykle spokojnie - a była to jej pierwsza podróż w życiu. Ogromny stres i ból, jaki sprawiało jej balansowanie w przyczepie (polskie drogi - jak nie dziury, koleiny, to studzienki, oberwane pobocza, wymuszacze pierwszeństwa i wyprzedzającynatrzeciegoidioci), objawiał się tym, że momentami ogarniał ją stupor i nie reagowała nawet na otwieranie bocznych drzwiczek podczas postoju. Później nagle podskakiwała przestraszona, wyrwana z otępienia i zaczynała interesować otoczeniem.

Po dojechaniu na miejsce, okazało się, że kobyłka nie da rady wysiąść tyłem. Noga za bardzo ją bolała, żeby mogła przenosić na nią ciężar, cofając się po rampie. Trzeba było zupełnie rozmontować wnętrze trajlera i wtedy Ewa - po kilku ostrożnych próbach - obróciła ją w środku i sprowadziła przodem. Nie było to łatwe, bo Orawa jest dość wysoka i długa. Na szczęście akcja została uwieńczona sukcesem i klaczka teraz skubie siano w swoim boksie. Mimo poważnego wychudzenia i kalectwa, widać jak pięknym była - mogła być i może będzie - koniem. Najbardziej urzekająca jest głowa: subtelna, o mądrych oczach.

Serdecznie dziękuję wszystkim zaangażowanym w ratowanie kobyłki, pomocnikom i sponsorom. Pamiętajcie, to dopiero początek. Teraz trzeba rozpocząć walkę o to, by klaczka zyskała szanse na normalne życie, przede wszystkim życie bez ciągłego bólu. Od Was wszystko zależy! Nie machajcie ręką, że skoro została kupiona, to "jakoś to będzie". Pomóżcie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Wto 23:34, 07 Sie 2007    Temat postu:

Dzisiaj kobyłka dostała biovetalgin i lidokainę. Z kopytopodobnego tworu sączy się ropa, a przez otwory wchodzą do środka muchy, składają jajka, jedzą od środka... Konieczne jest owijanie nogi roztworem nadmanganianu potasu.

Wyjazdu do wrocławskiej kliniki nie można odkładać. Zdecydowałam, że jadę w ten weekend.

Poza tym Orawa (to imię bardzo mi do niej nie pasuje, więc unikam używania go) nie umie jeść owsa, ani żadnych pasz, poza sianem. Prawdopodobnie po prostu nigdy niczego takiego nie dostawała. Mimo, że była źrebna, urodziła. Tylko siano ją interesuje i zjada je w dużych ilościach.

Wpada w przerażenie, gdy konie znikną jej z oczu. Przy ludziach jest bardzo łagodna i delikatna. Nawet podczas podawania leków nie robiła problemów. Tylko na dotykanie nogi reaguje nerwowo.

Brakuje pieniędzy na wyjazd do Wrocławia, proszę pomóżcie. To jej ostatnia szansa! Smutny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Śro 11:48, 08 Sie 2007    Temat postu:

Jeżeli ktoś chce skorzystać z transportu dla konia na trasie Szczecin --> Wrocław i z powrotem za koszt paliwa, to zapraszam. Mogę też przewieźć, oczywiście nieodpłatnie, dowolne zwierzę w transporterku (ze względu na moje psy).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Śro 18:43, 08 Sie 2007    Temat postu:

Zdjęcia, które dostałam z jej stajni. Nie są aktualne. Obecnie klacz jest znacznie chudsza.





Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Czw 23:36, 09 Sie 2007    Temat postu:

Wyjeżdżam jutro wieczorem / w nocy. Trasa Szczecin --> Wrocław. Mogę zarbrać psa, kota, nawet konia. Napoje energetyczne i lecimy z koksem Mruga Pieniędzy mało, ale trzeba iść na żywioł, kobyłka męczy się, dość tego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Nie 2:08, 12 Sie 2007    Temat postu:

To się najeździłam do bani wstyd

Poszedł prawdopodobnie wał w aucie, dobrze że jeszcze byłam niedaleko. Niezawodna Dagmara zabrała trajler do swojej stajni, a ja dotarłam do Szczecina i jutro będę szukać mechanika, który reanimuje samochód.

Jestem zdołowana: dodatkowe koszty, czas, problem z "zastępstwem" do gospodarstwa na czas mojej nieobecności, a jeszcze klaczy zaczyna wyciekać z kopyta jakaś śmierdząca, czarna maź... Smutny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iburg
Lubię rude... Konie i koty :P


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 7752
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rybnik

PostWysłany: Nie 7:43, 12 Sie 2007    Temat postu:

Kurcze niedobrze , to moze byc jakaś zgorzel
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martik
-admin z przypadku-


Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 9231
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Czekolandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:25, 13 Sie 2007    Temat postu:

No i co dalej Sandro? Co z Orawą?
Wiesz, podczas ogniska rozmawiałyśmy z dziewczynami na temat tego, gdzie jest granica ratowania... Kiedy należy powiedzieć sobie dość? Kiedy już trzeba pozwolić odejść zwierzakowi.
Jak powinny zachowywać się fundacje, czy powinny pomagać każdemu, w każdej sytuacji? Przecież takie fundacje mają ograniczone możliwości. Co jeśli zdarzy się sytuacja taka, jak w przypadku choćby V. Villas?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Boubi
Melka i rżysko jest ponad wszystko ;)


Dołączył: 24 Maj 2007
Posty: 4504
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Raciborz-Lozanna

PostWysłany: Pon 12:29, 13 Sie 2007    Temat postu:

Zgadzam sie z Martik.
Mozna i trzeba ratowac zwierzeta, ale tylko do pewnych granic. Przeciez nawet w czasie chorob i procesu ratowania czy leczenia - czasem przezywaja niesamowite cierpienia i nigdy nie zrozumieja, ze to "dla ich dobra". Jesli nie ma szans, zeby kon chodzil znow na 4 nogach - to nie jest to dla niego ani godne, ani zadne zycie. Taka samo jak los koni pozamykanych w boksach jak w klatkach, bo "kiedys sie zagoi" lub "kiedys sie poprawi". W imie godnosci zycia zwierzecia - mamy prawo dac mu tez godna smierc. I postawic sobie samym granice "ratowania", ktore czesto przeradza sie w katusze dla zwierzecia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paskuda
Stajenkowy KO-wiec :)


Dołączył: 03 Kwi 2006
Posty: 5085
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Maroko - Orzepowice

PostWysłany: Pon 13:03, 13 Sie 2007    Temat postu:

Znajoma miała konia - złamał nogę wieźli go 450 km na trzech nogach do kliniki po podaniu narkozy zmarł - tak się zastanawiałam co ten koń musiał wycierpieć próbując łapać równowagę na tej złamanej nodze.

Każdy z nas w minimalnym stopniu może się przyczynić do poprawy końskiego życia. Wczoraj usłyszałam teorię 'że każdy jeździec powinien zarazić jazdą konną przynajmniej jedno dziecko" jeśli to dziecko będzie pozytwnie zarażone, będzie szanowało konie, mądrze z nimi postępowało to takich przypadków jak powyższe będzie dużo mniej.

A teraz pytanie skąd się biorą takie zaniedbane, chore, katowane konie; No przecież nikt (a przynajmniej większa część ludzi) nie wyda paru tysięcy żeby sobie kupić maskotkę do maltretowania. Czy nie wynika to w niektórych przypadkach z braku pieniędzy na utrzymanie i leczenie. Nie widzę za bardzo sensu wykupu chorego, zaniedbanego konia za całkiem przyzwoite pieniądze; bo osoba która konia doprowadziła do takiego stanu kupi sobie następnego. Takie konie powinny być odbierane a na właściciela nałożona kara grzywny czy to pieniężnej czy w postaci odpracowania - wszelkich kosztów związanych z uśpieniem konia (badania weterynaryjne diagnozujące stan konia, koszty transportu, zabiegu itd) czy kosztami leczenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Pon 13:43, 13 Sie 2007    Temat postu:

Trzy razy musiałam zdecydować o uśpieniu konia. Raz w przypadku Al Dżaziry, którą powaliła prawdopodobnie neurologiczna odmiana herpesa. Klacz nie mogła wstać, wykonywała dziwne ruchy nogami. Miejscowi weterynarze byli bezradni, ci kompetentni z daleka nie mogli przyjechać. Na początku klacz pomagała nam przy próbach postawienia na nogi i przewracania z boku na bok, miała bystre spojrzenie, wołała swojego źrebaka, jała i piła. Potem nastąpiło pogorszenie. Weterynarze podawali jej kroplówki wzmacniające i bezradnie rozkładali ręce. Al Dżazira coraz ciężej oddychała, zaczęła się rzucać. Wtedy zdecydowałam, a później siedziałam i wyłam, wyrzucając sobie, że jeszcze coś mogło się poprawić, mógł zdażyć się cud. Dzisiaj wiem, że cudu nie byłoby, a ja postąpiłam słusznie.

Drugi raz, to była Metka. Staruszka, przyjaciółka równie stareńkiej Ginji, która umarła kilka dni wcześniej. Metka czekała na nią, rżała. Gdy zrozumiała, że Ginja nie wróci, po prostu przestała jeść i pić. Położyła się. Nie reagowała na otoczenie. Trwało to kilka dni. Znów kroplówki, podnoszenie, potem już tylko przekładanie z boku na bok co kilka godzin. Może zacznie walczyć, może wstanie. W końcu uszanowałam to, że Metka po prostu nie chce żyć. Została uśpiona w stanie, który lekarz określił jako agonalny.

Trzeci był Jagiellon. Kilkunastoletni siwek przywieziony do mnie z licznymi przerzutami czerniaka. Funkcjonował bardzo dobrze przez kilka miesięcy. Niestety nadeszło to, co nieuniknione - pojawiły się przerzuty wewnętrzne. Upadł dwa razy w odstępach paru dni, raz rozbił sobie przy tym głowę. Leżał nieruchomy, zesztywniały, a później nagle wstawał i zaczynał się znów paść. Schudł, ale nie widać było po nim bólu. Chodził ze stadem, skubał trawę, jadł owies. Niestety, pewnego dnia znalazłam go leżącego na padoku, daleko pod lasem. Odszedł od koni, tak jakby czuł, że zbliża się jego koniec i chciał odejść w spokoju. Bardzo ciężko oddychał, z minuty na minutę tracił kontakt z otoczeniem. Weterynarz dojechał w ciągu godziny. Siedziałam koło Jagiellona, gdy podawał mu morbital z korplówką i głaskałam go po głowie, a on miał jeszcze ostatni przebłysk świdomości, otworzył oczy, patrzył na mnie, wyciągnął chrapy do dłoni. Umarł bardzo spokojnie.

W przypadku każdego z tych koni musiałam podjąć decyzję o uśpieniu i podjęłam ją. Bo miały prawo, żeby odejść w spokoju, a nie zamęczyć się na śmierć. Zwierzę ma tę przewagę nad człowiekiem, któremu odmawia się prawa do eutanazji w imię moralności, religii.

Liv, młodziutka klaczka którą znacie również z tego forum, została po prześwietleniach zakwalifikowana przez weterynarza jako koń do natychmiastowej eutanazji. Ponieważ cierpi. Owszem, kulała, ale kulawizna nie musi być bolesna. Zawiozłam Liv do kliniki w Berlinie. Tam oceniono, że to "koń na łąki". Byłam rozdarta pomiędzy obawą, że narażam konia na niepotrzebny ból, a wrażeniem, że noga jednak nie przysparza jej cierpień. Nie zdecydowałam się na eutanazję. Dziś Liv mieszka w gospodarstwie agroturystycznym, ma do dyspozycji wielkie pastwiska przez całą dobę i została adoptowana przez jedną z dojrzałych klaczy. Praktycznie nie kuleje, mimo że galopuje, kłusuje i bryka, czyli robi to wszystko, co zrobiłby na jej miejscu normalny 2.5 latek. Pięknie się rozwija, urosła, ma błyszczącą sierść i bystre, pełne życia oczy. Zgrubienie nad kopytem w widoczny sposób zmalało.

Po doświadczeniu z Liv, nie odbiorę szansy Orawie. Klacz cierpiała przez rok. Z taką nogą została pokryta, donosiła ciążę, urodziła, następnie była stanowiona bezskutecznie przez kilka miesięcy. Wytrzymała. Żyje. Zmiany w nodze (kopycie) na pewno są nieodwracalne, ale jeżeli lekarze ocenią, że można konia doprowadzić do stanu, w którym będzie - mimo, że kaleka - funkcjonowała bez bólu, to podejmę każdy wysiłek, aby tak się stało. Obecnie dostaje środki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Zaczęła normalnie jeść. Porusza się bardzo ostrożnie, ale jest ciekawa świata, kontaktowa. Gdyby nie awaria samochodu, dziś już bym wiedziała, jakie są rokowania....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iburg
Lubię rude... Konie i koty :P


Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 7752
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rybnik

PostWysłany: Pon 13:47, 13 Sie 2007    Temat postu:

Paskuda napisał:
Nie widzę za bardzo sensu wykupu chorego, zaniedbanego konia za całkiem przyzwoite pieniądze; bo osoba która konia doprowadziła do takiego stanu kupi sobie następnego. Takie konie powinny być odbierane a na właściciela nałożona kara grzywny czy to pieniężnej czy w postaci odpracowania - wszelkich kosztów związanych z uśpieniem konia (badania weterynaryjne diagnozujące stan konia, koszty transportu, zabiegu itd) czy kosztami leczenia.


Tez tak uważam . takie zwierzęta powinny byc odbierane a właściciel obciążony wszelkimi kosztami.
Nie mogę sobie nawet wyobracic jak ta klacz cierpiala ile czasu to trwalo. To powinno być karalne
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ten_veroniq



Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1575
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zachodniopomorskie

PostWysłany: Pon 13:57, 13 Sie 2007    Temat postu:

Zgadzam się z Wami. Takie konie powinny być odbierane, a właściciele karani.

A teraz zróbmy tak: znajdźcie konia w podobnym stanie i doprowadźcie do odebrania go właścicielowi. Wiecie ile trwa procedura, co koniowi może się "przytrafić" w międzyczasie i jakie są szanse na powodzenie całej akcji? Raczej nie wiecie, ale w ten sposób możecie się łatwo przekonać.

Świadkowie zamilkną, kolega weterynarz wystawi zaświadczenie, że koń był leczony, sąsiad powie jak to pan X bardzo dbał o biednego konika i dokładał starań, by go ratować, TOZ przyjedzie i nie znajdzie uchybień, powiatowy okaże się kumplem od kieliszka właściciela, a ZHK wyda mu opinię jako doskonałemu hodowcy.

Jestem obecnie związana z trzema sprawami o odbiór konia. W pierwszym przypadku okazało się, że mimo negatywnej opini TOZu o gospodarstwie, konie zostały ocenione dobrze, bo cyt. "chyba nie są chude, były na łące, daleko". W drugim przypadku od kilkunastu dni czekamy na jakikolwiek odzew powiadomionych instytucji, które dostały wraz ze zgłoszeniem protokół weterynaryjny (stan klaczy ze źrebakiem jest tragiczny) oraz zdjęcia. W trzecim właścicelka zdecydowała się oddać klacz (interwencja TOZu i policji, telewizja, naciski sołtysa), ale zmieniła zdanie po wizycie miejscowego weterynarza, który odradził jej zrzeczenie. Klacz staruszka tylko leży, jest potwornie zarobaczona, z odleżynami, ale weterynarz stwierdził, że może jeszcze na coś się przyda i da źrebaka.

Brzmi to absurdalnie, nierealnie, okrutnie?
Dlatego właśnie zapłaciłam za Orawę 450 zł. Chciałam mieć ją pod opieką, zabezpieczoną od bólu, w normalnych warunkach, a nie z trudem brodzącą w stojącej na pastwisku wodzie, bez skrawka cienia w upalne dni, bez żadnej ulgi gdy noga boli przy każdym kroku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Boubi
Melka i rżysko jest ponad wszystko ;)


Dołączył: 24 Maj 2007
Posty: 4504
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Raciborz-Lozanna

PostWysłany: Pon 22:44, 13 Sie 2007    Temat postu:

Veroniq - wstrzasajace sa Twoje swiadectwa.
Slow brakuje.
Masz racje, ze ratujesz te zwierzeta w taki sposob, w jaki mozna je w ogole je uratowac czy podratowac. Przez minione 10 lat zylam w innym kraju, bardziej cywilizowanym niz nasza ojczyzna i tam prawo bardzo surowo odnosi sie do okrutnego traktowania zwierzat. Pomimo to - ludzie wszedzie sa ludzmi i tez dzialaja fundacje i osoby, ktore odbieraja badz wykupija konie np. przeznaczone na rzez, bo "nie daly sie otranzlowac". Wydawalo mi sie to niepojete, ale w konfrontacji z polska rzeczywistoscia i tym co opisujesz - to dal by Bog, zeby los wszystkich zwierzat byl taki jak w tamtym kraju. Po Twojej wypowiedz wierze, ze wspolnie z weterynarzami oceniacie szanse na ewentualne wyzdrowienie i godne zycie kazdego konia i dopiero potem podejmujecie decyzje.
Napisz jak potocza sie losy Orawy? To mloda klacz, wiec moze sie z tego wyzbiera.
Nie kazdy tez ma wystarczajaco duzo odpornosci i sily psychicznej, by niemal na codzien byc konfrontowanym z takimi sytuacjami. Trzymam kciuki za Twoje kolejna akcje i oby Ci sie powiodlo!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Stajenka Strona Główna -> Boks 3: ARKA NOEGO Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin